Siedem
miesięcy wcześniej.
- Lulu, czy widziałaś moje kluczyki od samochodu?
- usłyszała głos swojej mamy, która przemknęła przez nowoczesną kuchnię jak
błyskawica, omal nie przewracając się na swoich niebotycznych, czarnych
szpilkach od Louboutina. Dziewczyna podniosła wzrok znad talerza ze swoim
cynamonowym omletem i westchnęła ciężko, wstając nieco ospale od szklanego stołu.
Pani Perkins zawsze była zakręcona o poranku i to jak prędko przygotowuje się
do pracy z zupełnym roztargnieniem, zbierając w drodze do drzwi wszystkie
potrzebne rzeczy, według Lulu było naprawdę niezwykłym widokiem, biorąc pod
uwagę fakt, iż Juliette Perkins uchodziła za osobę nadzwyczaj zorganizowaną,
mającą wszystko pod kontrolą i zachowującą się bardzo profesjonalnie niemal w
każdym aspekcie życia. Nie da się ukryć, że była ona inspiracją dla swojej
córki. Lulu robiła wszystko, by być taka jak ona, a zarazem miała pełną
świadomość tego, że nigdy nie będzie jak Juliette Perkins. Nie była bowiem
wysoką i długonogą blondynką o błękitnych oczach, za którą oglądali się wszyscy
mężczyźni, niezależnie od ich wieku. Nie potrafiła zachować spokoju, gdy coś
wymykało się spod kontroli, ani ukryć targających nią emocji z taką łatwością
jak jej mama. A jednak, po wielu latach starań, choć w jakimś stopniu osiągnęła
swój cel. Była ambitna, pełna zapału i dobrze dogadywała się z ludźmi. I zawsze
starała się robić wszystko na jak najwyższym poziomie. Pod tym względem Lulu
jak i Juliette były do siebie niesamowicie podobne.
Lulu ruszyła w stronę salonu, do którego, przez ogromne
okno z widokiem na zadbany ogród w ich posiadłości, wpadały poranne promienie
słoneczne, rozświetlające pomieszczenie i ocieplające białe ściany oraz
nowoczesne meble w stalowych kolorach. Podchodząc
do stoliczka, przykucnęła, wyciągając z dolnej półki kluczyki do Lexusa
Juliette. Zadzwoniła nimi, unosząc je wysoko, by pokazać znalezisko stojącej w
progu salonu mamie, która z kolei uśmiechnęła się ciepło i wziąwszy je,
ucałowała córkę w policzek.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła - Juliette
westchnęła cicho, klepiąc czule córkę po ramieniu, posyłając jej również pełne
wdzięczności spojrzenie, które podbudowywało Lulu. Lubiła czuć się komuś
potrzebna, nawet w tak mało istotnych sprawach.
- Szukałabyś dłużej - odparła wesoło, na co
kobieta pokręciła głową z rozbawieniem. Kąciki ust Lulu uniosły się delikatnie
ku górze w serdecznym uśmiechu, po czym pomaszerowała z powrotem do kuchni
dokończyć swoje śniadanie.
- Jesteś pewna skarbie, że nie chcesz, żeby cię
podrzucić do centrum? - Juliette spytała
w biegu, spoglądając na Lulu z troską, po czym znów w pośpiechu zaczęła się
szykować do wyjścia, aby tylko się nie spóźnić. Jeszcze nigdy jej się to nie
zdarzyło i bynajmniej nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy. Dziewczyna pokręciła
przecząco głową i upiła łyk soku jabłkowego, znów zajmując miejsce przy stole,
by w spokoju zjeść starannie przyrządzony przez siebie posiłek.
- Jestem pewna. Jennifer powiedziała, że po mnie
wpadnie. Strasznie chce pokazać mi swoje nowe auto, które dostała od taty -
wyjaśniła, na co sprawdzająca torebkę Juliette, podniosła wzrok i wywróciła
oczami na jej słowa.
- Jason wciąż próbuje wynagrodzić córce rozwód z
Kirsten? - spytała, dostając od Lulu potwierdzenie w postaci skinienia głową.
Juliette tylko zacmokała z dezaprobatą. Nie pochwalała tego typu zachowań,
uważając, że zamiast tego oboje powinni poświęcić Jen więcej czasu, ale jej
osobiste opinie niewiele mogły zdziałać. Pożegnawszy się córką, ruszyła ku drzwiom
i wyszła z domu zatrzaskując je za sobą, pozostawiając Lulu samą. Dziewczyna w
milczeniu dokończyła śniadanie, a następnie sprzątnęła ze stołu z niezwykłą
dokładnością, sprawdzając niejednokrotnie, czy wszystko aby na pewno się
błyszczy. Nie znosiła zostawiać po sobie bałaganu. Nawet we własnym domu, który
i tak był sprzątany przez sprzątaczkę.
Przy tym ociągała się nieco, chcąc zająć sobie
czas spędzony na oczekiwaniu na przyjaciółkę, która miała nieznośny zwyczaj
spóźniania się na umówione spotkanie, co niekiedy doprowadzało Lulu do białej
gorączki. Pomimo tego, iż Jennifer nie zawsze zachowywała się tak, jakby
chciała tego Lulu, to jednak Perkins ceniła sobie jej przyjaźń i starała się
nie kontrolować jej tak, jak to robiła w przypadku całego swojego życia, ale na
tym polu zdarzało jej się ponosić porażki. Jenny nie była z tego powodu
zadowolona, przyzwyczajona do wolnej ręki danej jej przez rodziców, którzy z
kolei niespecjalnie wnikali w życie swojej córki. Na pewno jednak należytą
uwagę i troskę otrzymywała od Lulu, która natomiast niekiedy zwyczajnie
przesadzała, zamartwiając i przejmując się życiem Jen bardziej niż ona sama.
Jennifer nawet zwykła żartować, że Lulu z tego zmartwienia nabawi się
zmarszczek tuż po dwudziestce, choć Perkins nie widziała wcale w fakcie, że
zwyczajnie jej zależy na dobru przyjaciółki, nic śmiesznego.
W końcu, siedząc przy stole i przeglądając nowy
magazyn, usłyszała klakson dobiegający z podjazdu. Zerknęła przelotnie na
zegarek stwierdzając, że przyjaciółka miała trzydzieści minut spóźnienia i z
nieco nachmurzoną miną, wzięła przygotowaną wcześniej torebkę z przedpokoju, przeczesała
upięte wysoko włosy palcami, przygładziła łososiową, idealnie wyprasowaną
koszulę przynajmniej trzy razy i następnie, zamykając za sobą drzwi na klucz,
ruszyła w stronę przyjaciółki siedzącej za kierownicą błyszczącego,
nowiutkiego, kanarkowego kabrioleta, skąpanego w kalifornijskim słońcu.
-Lulu! - zawołała uradowana Jennifer, machając do
niej z wyraźnym entuzjazmem i uśmiechem rozciągniętym niemal na pół twarzy. -
Cudny, prawda? - poklepała delikatnie karoserię samochodu z widoczną dumą, a
następnie otworzyła od środka drzwiczki pasażera, zachęcając ruchem ręki do
tego, aby wsiadła. Lulu, wzdychając ciężko, zajęła miejsce obok przyjaciółki,
rozsiadając się wygodnie i rozglądając się po wnętrzu auta. Jej wzrok jednak
spoczął na radiu, które wyświetlało godzinę, co sprawiło, że zmarszczyła czoło
z niezadowoleniem.
- Widzę, że masz zegarek i masz świadomość, że
spóźniłaś się pół godziny - skarciła ją, spoglądając na Jenny z wyrzutem.
Blondynka tylko potrząsnęła głową z rozbawieniem, zupełnie ignorując
poirytowanie przyjaciółki, co nie było żadną nowością.
- No daj spokój Lulu, wyluzuj trochę. Bywało
gorzej - odparła ze wzruszeniem ramion, po czym przekręciła kluczyk w stacyjce,
aby odpalić samochód. Odwróciła się, by zobaczyć czy ma wolną drogę i wyjechała
na ulicę nie wkurzając przy tym żadnego innego kierowcy, co Lulu przyjęła z
ulgą. Czasem zastanawiała się, czy egzaminator Jen aby na pewno miał pełną
świadomość tego co robi, bo ona czasem martwiła się o to, czy dojedzie z
przyjaciółką na miejsce w jednym kawałku. Niemniej jednak zazwyczaj nie
wypowiadała się na ten temat, bo ona z kolei była zupełnym beztalenciem w tej
kwestii i uważała, że sama nie byłaby wiele lepsza od swojej przyjaciółki, więc
jej nie strofowała.
- Masz rację. Przynajmniej nie czekałam godziny
jak ostatnim razem - stwierdziła gorzko, ale ostatecznie nie chciała psuć
humoru ani sobie, ani swojej przyjaciółce, więc postanowiła odpuścić ten temat.
- Co twoja mama powiedziała na nowy samochód? - zapytała, nieco się ożywiając i
zerkając na Jennifer z wyraźnym zainteresowaniem.
- Och, no wiesz, jak zwykle, zaczęła się pieklić,
że ojciec niepotrzebnie kupował mi ten samochód, że równie dobrze ona mogła to
zrobić, a potem do niego zadzwoniła, żeby powrzeszczeć sobie na niego przez
telefon. Dalej prowadzą tą durną wojnę - skomentowała zachowanie matki
machnięciem ręki, mówiąc to z takim spokojem, jakby to była najzwyczajniejsza
rzecz na świecie, że jej rodzice bardziej przejmują się przepychankami i
udowadnianiem sobie nawzajem, kto jest tak naprawdę lepszym rodzicem, niż tym,
jak w tym wszystkim czuje się ich dziecko. Lulu nie była w stanie tego pojąć,
być może dlatego, że Juliette i Christian byli zarówno wzorcowym małżeństwem
jak i wspaniałymi, wspierającymi rodzicami. W prawdzie nie zawsze mieli dla
siebie tyle czasu ile by chcieli, niemniej jednak gdy już spędzali go wspólnie,
nie tracili go na zupełnie niepotrzebne kłótnie.
- Może spróbuj z nimi porozmawiać? - podsunęła
Lulu, jak zawsze chcąc pomóc przyjaciółce w rozwiązaniu zaistniałego problemu,
lecz Jen, z wciąż widniejącym szerokim uśmiechem na twarzy, potrząsnęła głową.
- Nie ma to najmniejszego sensu. To już nie jest
mój biznes.
- Chcesz pozwolić im na to, żeby się ze sobą
kłócili? - Lulu uniosła delikatnie brwi do góry, ukazując swoje zaskoczenie.
Bierność Jenny w tym wszystkim niesamowicie ją dziwiła. Ona sama nie byłaby w
stanie tego tak zwyczajnie zostawić. Traktowała to jak niedokończoną sprawę, a
tego Perkins naprawdę nie znosiła.
- Są przecież dorośli, Lulu. Rozwiedli się, wiedzą
co robią, a ja nie chcę mieć już nic wspólnego z tym, że skaczą sobie do gardeł
przy każdej możliwej okazji. Ich sprawa i nie chcę być w to wciągana -
wyjaśniła, posyłając jej spojrzenie, mówiące żeby odpuściła temat, by następnie
skupić się na drodze. Lulu niechętnie się dostosowała, aczkolwiek w dalszym
ciągu nie mogła pojąć zachowania przyjaciółki, na której twarzy, chwilę później,
znów widniał szeroki uśmiech.
Pod centrum handlowe dojechały po kilkunastu
minutach, pomimo tego, iż nie znajdowało się ono szczególnie daleko. Długie
korki skutecznie jednak utrudniały swobodną jazdę, co wyraźnie niecierpliwiło
Jennifer, która chętnie wrzeszczała na innych kierowców, ku ich ogromnemu
niezadowoleniu. Jednakże nawet to nie potrafiło zepsuć jej dobrego humoru,
który na dodatek polepszył się, gdy rozpoczęły swoją wędrówkę po sklepach. Z
pewnością jedną z pasji Jen było wydawanie pieniędzy na rzeczy, które były jej
kompletnie niepotrzebne oraz na ciuchy, które wkładała może jeden lub dwa razy,
ponieważ później uznawała je za niemodne. Mogła sobie jednak na to pozwolić tym
bardziej, że rodzice w ogóle nie kontrolowali jej wydatków.
- Lulu, spójrz! -Jennifer ściągnęła z wieszaka
letnią, turkusową sukienkę i pokazała ją przyjaciółce, która skupiła na niej
swoje spojrzenie. Lulu podeszła do niej i przyjrzała się dokładnie sukience,
sprawdzając ostrożnie w dłoniach materiał. To zawsze było najistotniejsze. Nie
ważne, czy ciuch był wspaniały i oczarował ją, gdy tylko go ujrzała. Jeżeli nie
był zrobiony z dobrego, jak dla niej, materiału, za żadne skarby by go nie
kupiła. Nie była aż tak powierzchowna.- Powinnaś to przymierzyć – powiedziała
Jen, tonem nieznoszącym sprzeciwu, wciskając jej sukienkę prosto w ręce. Lulu
nawet nie zamierzała się kłócić, tylko posłusznie ruszyła w stronę
przymierzalni, Jen zaś dreptała jej po piętach. - Idealnie będzie pasować na
imprezę - dorzuciła, czym zainteresowała Lulu, która zerknęła na nią nieco
niepewnie.
- Jaką imprezę?
- Mama chce wyjechać w przyszły weekend ze swoim
nowym facetem i nie będzie jej w domu, więc pomyślałam, że to dobry pomysł, aby
zrobić imprezę na zakończenie wakacji - wytłumaczyła, podchodząc niezwykle
entuzjastycznie do swojego pomysłu.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Wiesz jak to
bywa z domówkami - Lulu nie była szczególnie przekonana, obawiając się, że
mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Poza tym, dobrze znała scenariusz tego
typu imprez, masa ludzi, nawet tych, którzy nie zostali zaproszeni, hektolitry
alkoholu, wszędzie obściskujące się pary, plus wszelkiego rodzaju wypadki,
bałagan nie do ogarnięcia i ewentualne problemy z sąsiadami. Zatem było to
miejsce, w którym zdecydowanie nie chciała się znaleźć. Jennifer wywróciła na
jej wypowiedź oczami, bo według niej, Lulu jak zawsze dramatyzowała.
- Wszystko będzie dobrze, mamo - wytknęła jej
złośliwie język i dosłownie wepchnęła ją do przymierzalni, a sama oparła się o
jej drzwiczki, splatając ręce na piersi. - Nie martw się, wszystkiego dopilnuję
i będzie idealnie. I obiecuję ci, że będziesz się dobrze bawić. Zaproszę Carmen
i Lori, która jutro wraca z wakacji na Kanarach, Mike też na pewno przyjdzie,
zaproszę nawet Nialla, jak chcesz - rzuciła, czekając na odpowiedź
przyjaciółki, ale spotkała się tylko z jej milczeniem.
- Żyjesz tam?
- Tak, mam problem z suwakiem.
- Może ci pomóc? - spytała i nie czekając na
odpowiedź, wparowała jej do przebieralni, zasuwając suwak na plecach Lulu, po
czym zerknęła na odbicie w lustrze swojej przyjaciółki, jednocześnie
poprawiając na ramionach jej długie, gęste, skręcone na końcach, brązowe włosy.
- A la perfection!
- Południe Francji ci się udziela - skomentowała
Lulu z uśmiechem przywołując do rozmowy wyjazd przyjaciółki z początku wakacji,
przy tym przypatrując się swojemu odbiciu, jednocześnie przygładzając materiał
sukienki, która zupełnie ją oczarowała i niezależnie od ceny, musiała ją mieć.
- To jak będzie z tą imprezą? - dopytywała się
Jen, wpatrując się w przyjaciółkę wyczekująco. Lulu westchnęła cicho, lecz
zaraz pokręciła głową z rozbawieniem.
- Przyjdę, chociaż po to, żeby pokazać się w tej
sukience - odparła i aż jęknęła, gdy Jen zaczęła piszczeć jej koło ucha i
skakać z radości, przez co jakaś poirytowana kobieta z sąsiedniej
przymierzalni, poleciła jej się uspokoić.
- Rany, tak się cieszę - powiedziała nieco ciszej,
by nie denerwować już nikogo w ich pobliżu.- To pomożesz mi to wszystko
zorganizować?
- Nie sądzę, żebym mogła ci odmówić - odrzekła,
uśmiechając się promiennie. Jeśli chodziło o organizację czegokolwiek, to
śmiało można było stwierdzić, że Lulu Perkins czuła się jak ryba w wodzie i
nawet gdyby przyjaciółka jej o to nie poprosiła, najpewniej by się i tak tym
zajęła, bojąc się, że jeżeli zostawi to w rękach Jennifer, to jej mama nawet
nie będzie miała już do czego wracać po romantycznym weekendzie.
Jen w końcu opuściła przymierzalnię, pozwalając
przyjaciółce się przebrać, a następnie obie udały się do kasy, by zapłacić za
sukienkę.
Dziewczęta w dalszym ciągu kontynuowały swoją
wędrówkę po sklepach, tyle, że tym razem to Jennifer była tą, która uszczuplała
środki na swojej karcie kredytowej i to jeszcze z zawrotną prędkością.
Ostatecznie przemierzała galerię obładowana mnóstwem toreb, przy czym dwie
niosła Lulu, ponieważ w przeciwnym wypadku Jen nie byłaby w stanie sobie z nimi
wszystkim poradzić. W międzyczasie brunetka także zmuszona była do zbierania
ich z ziemi, kiedy to została staranowana przez jakiegoś postawnego chłopaka,
co oczywiście Jennifer skomentowała paroma nieszczególnie kulturalnymi
epitetami odnoszącymi się do nieznajomego. Lulu generalnie nie była pewna, czy
przyjaciółka bardziej przejęła się swoimi własnymi zakupami, czy jej stanem,
ale chyba nie chciała zbytnio się w to zagłębiać, ponieważ odpowiedź mogła nie
być taka, jakiej oczekiwała.
Przechodząc nieopodal cukierni, Perkins zauważyła
przez witrynę znajomą sylwetkę, więc niewiele myśląc, skierowała się ku niej,
wołając Jen, oglądającą z tyłu wystawę butów. Chłopak stojący za ladą,
ujrzawszy za szybą Lulu, uśmiechnął się szeroko, wydając jednocześnie klientowi
porcję ciasta, po czym pomachał do niej, gdy dziewczyna otworzyła drzwi. Lulu
weszła do środka, następnie stając tuż za właśnie obsługiwaną kobietą. Po
chwili dołączyła do niej zdyszana Jenny, siłująca sie ze swoimi torbami i
spoglądająca na przyjaciółkę z wyrzutem przez to, że na nią nie poczekała.
- Hej Nialler! - przywitała się radośnie Lulu, gdy
kobieta przed nimi w końcu poszła w swoją stronę. Blondyn zwrócił swoje uważne spojrzenie
ku dziewczętom, posyłając im, typowy dla siebie, przyjazny uśmiech, który
sprawiał, że człowiek niezależnie od tego, czy znał go pięć minut, czy całe
życie, czuł się swobodnie w jego towarzystwie.
- Cześć Lulu - przywitał się i rzucił okiem na jej
przyjaciółkę. - Jennifer - skinął głową, a po chwili roześmiał się, widząc
trzymane przez nie torby. - Widzę, że zaszalałyście na zakupach - stwierdził
rozbawiony.
- To nie ja, to ona - odezwała się Lulu, wskazując
ruchem głowy na swoją przyjaciółkę, która tylko wywróciła oczami, co było tak
irytującym nawykiem, że niejednokrotnie Lulu zwracała jej na to uwagę. Można
się było spodziewać, że Jenny nie weźmie sobie tego do serca. - Dużo pracy
dzisiaj? - spytała, zmieniając temat, na co chłopak potrząsnął energicznie
głową.
- O dziwo nie jest najgorzej, nawet mam czas coś
chwilę odetchnąć między klientami - odparł wesoło, przeczesując palcami swoją
blond czuprynę. - Wciąż masz jutro czas, Lulu?
- Jasne, zobaczymy się jutro – potwierdziła przyjacielskie
spotkanie, poprawiając swoją torebkę na ramieniu. - A i jeszcze w przyszły
weekend Jennifer organizuje imprezę na zakończenie wakacji, więc czuj się
zaproszony - dorzuciła jeszcze, na co Jen kiwnęła głową na potwierdzenie jej
słów.
- Chcesz mi powiedzieć, że wybierasz się na imprezę?
Jestem w totalnym szoku – odezwał, nawet nie starając się ukryć swego
zaskoczenia.
- Dlatego musisz przyjść.
- Przyjdę, pilnować, żebyś się nie upiła –
zażartował, usiłując nawet wyobrazić przyjaciółkę pod wpływem alkoholu, lecz
mimo jego niesamowicie bujnej wyobraźni, przychodziło mu to z trudem.
Najpewniej ze względu na to, że Perkins zwyczajnie nie była typem dziewczyny,
która w ogóle sięga po alkohol, nie mówiąc już nawet o upiciu się.
- Lulu po jednym piwie pewnie leżałaby już na wpół
żywa pod stołem - dorzuciła roześmiana Jen, czym zasłużyła sobie na surowe
spojrzenie przyjaciółki.
- Bardzo zabawne - pokręciła nosem. - Pewnie
skończy się na tym, że ciebie będę musiała zamknąć w twojej sypialni, żebyś nie
narobiła głupstw, a ciebie Niall będę musiała pilnować, żebyś nic nie wypił.
- Świrujesz, Lulu - skwitował Niall.
- To samo jej mówię - zgodziła się z nim Jen,
patrząc wymownie na przyjaciółkę.
- Wasza zgodność w tej chwili bardzo mi się nie
podoba - podsumowała z udawaną powagą, co wywołało wybuch śmiechu dwójki jej
przyjaciół. Lulu uśmiechnęła się szeroko spoglądając to na Jennifer, to na
Nialla. Mimo iż każde z nich miało swoje wady to ona nie potrafiła się
szczególnie na nich skupiać i tej dwójki nie zamieniłaby na nikogo innego. Dla
niej to byli idealni przyjaciele, idealnie pasujący do jej idealnego, niczym
niezmąconego świata, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że niezależnie od
wszystkiego, życie może być jak bajka.
W końcu przybycie kolejnych klientów zmusiło ich
do zakończenia pogaduszek, więc dziewczyny postanowiły złożyć zamówienie,
wybierając lody. Gdy blondyn zaczął się krzątać za ladą, Lulu poczęła
przetrząsać torebkę w poszukiwaniu swojego portfela, jednakże im dłużej trwały
te poszukiwania, tym zaczynała się denerwować. Kiedy Niall powrócił do nich
wraz z ich zamówieniem, spojrzał niepewnie na brunetkę, która wyraźnie czerwona
na twarzy, nerwowo przeszukiwała całą zawartość swojej torebki. Oddech jej
przyśpieszył, ręce drżały, a oczy wyrażały zupełne przerażenie.
- Nie ma. Nie mam portfela - wyjęczała, powoli
wpadając w panikę, co było typową reakcją na tego typu sytuacje. Utrata
kontroli nad tym co się dzieje było dla Lulu niemal jak apokalipsa.
- Lulu, spokojnie, oddychaj głęboko, wszystko jest
w porządku - Niall próbował jakoś ją uspokoić, posyłając jej pełne troski
spojrzenie. Wiedział, że jeśli sprawa się nie wyjaśni to mogą mieć niemały
problem z histeryzującą Perkins. - Lody są na mój koszt, usiądźcie sobie i w
spokoju jeszcze raz przeszukaj torebkę - dodał i zerknął na również zmartwioną
Jennifer, nakazując jej wymownym gestem, zaprowadzić Lulu do stolika.
Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. W prawdzie rzadko spotykała się
z atakami paniki swojej przyjaciółki, bo zazwyczaj wszystko w jej życiu toczyło
się według ściśle ustalonego planu, niemniej jednak doskonale wiedziała, że to
nie jest nic przyjemnego. Biorąc pucharki z lodami i łokciem popychając lekko
Lulu, ruszyła z całym swoim bagażem do najbliższego stolika, postawiła na nim
pucharki i rozłożyła torby obok krzesła, śpiesząc z pomocą Lulu, znów
przeszukującej swoją torebkę.
- Nie panikuj. Znajdzie się.
- A jak nie? O Boże, tam przecież była moja karta
kredytowa! - pisnęła, wykładając wszystko po kolei na stolik, ale nie było
wśród nich portfela. Dziewczyna cisnęła torebkę z łoskotem na ziemię, zwracając
tym samym na siebie uwagę klientów lokalu, po czym oparła łokcie na kolanach i
skryła twarz w dłoniach czując coraz większe podenerwowanie.
- Może zostawiłaś go w którymś sklepie? -
zasugerowała z wahaniem, ale to wystarczyło, by dać Lulu nadzieję, że się
jednak znajdzie. Szybko poderwała się z miejsca i podbiegła do lady, czekając
ze zniecierpliwieniem, aż kolejka się zmniejszy.
- Niall, możemy zostawić u ciebie te torby? Chcemy
poszukać mojego portfela w sklepach, w których byłyśmy.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział i Jen, która
natychmiast pojawiła się przy boku przyjaciółki, zaczęła mu podawać torby z
zakupami.
- Tylko nie zaglądaj do środka. Kupiłam bieliznę -
Jennifer spojrzała na niego na wpół zmrużonymi oczyma, grożąc mu palcem.
Chłopak roześmiał się głośno, widząc jej minę.
- Dobrze wiedzieć – odpowiedział i puścił jej
oczko rozbawiony, a następnie zwrócił się w stronę Lulu. - Na pewno go
znajdziecie. Pomógłbym wam ale...no, sama wiesz - uśmiechnął się przepraszająco,
rozkładając bezradnie ręce, a kiepsko udająca spokój Lulu, potrząsnęła głową,
by dać mu znak, że nic nie szkodzi. Dziękując mu raz jeszcze, wraz z Jennifer
pośpiesznie ruszyła na poszukiwania portfela, które nie przynosiły żadnych
rezultatów, mimo upływu czasu i włożonego w to wysiłku. Przeczesały niemal
każdy sklep i pytały o zgubę dosłownie wszędzie, a wcześniej spanikowana Lulu
po wizycie w ostatnim sklepie dosłownie wpadła w histerię. Żadne słowa Jen nie
były dla niej pocieszeniem, a właściwie, im bardziej usiłowała ją pocieszyć,
tym pogarszała sprawę. Lulu ledwo mogła złapać oddech i miała wrażenie, że
serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Ponadto to potworne uczucie, które
sprawiało, że czuła, jakby coś ciągnęło ją w dół, sprawiało, że jedyne co chciała
zrobić, to zwyczajnie rozpłakać się jak dziecko z całej tej bezsilności.
- Może to ten gość? - Jen odezwała się po chwili, gdy siedziała wraz
z Lulu na ławce, klepiąc ją z troską po plecach.
- Co? - brunetka podniosła wzrok i utkwiła go w
przyjaciółce nieco skołowana, próbując zapanować na drżącymi dłońmi.
- No, ten gość, który na ciebie wpadł. Może on go
ukradł? - podsunęła pomysł, który choć pomocny, to jednak znacznie pogorszył
sytuację. Lulu zawiesiła głowę i westchnęła ciężko, nerwowo uderzając opuszkami
palców o swoje uda, próbując wyrównać oddech i zapanować nad skołatanymi
nerwami, choć to nie wychodziło jej najlepiej.
- Cholera, cholera, cholera - powtarzała jak
mantrę i znów zaczęła szperać w torebce zawieszonej na ramieniu, by po chwili wyciągnąć
z niej telefon komórkowy. Wybrała numer i usiłowała nawiązać połączenie. Po
kilku sekundach usłyszała znajome przywitanie.
- Mamo? - odezwała się piskliwym głosem do
telefonu, przygryzając lekko dolną wargę. Nie chciała martwić mamy, ale
wiedziała, że nie ma innego wyjścia i musi powiadomić ją o tym incydencie. -
Mam problem.
Jedno z miejsc, w którym Lulu Perkins nie chciała
się pojawić to na pewno zatłoczony, pełen podejrzanych typków, posterunek
policji. Pech chciał, że jej mama nie widziała innej możliwości od zgłoszenia
kradzieży, a wcześniej zablokowania karty kredytowej w banku. Juliette w
przeciwieństwie do córki nie wykazywała zdenerwowania i Lulu nie mogła pojąć
tego, jak może być tak spokojna w takiej sytuacji. Zaczęła sobie nawet tłumaczyć,
że to przecież nie ona została okradziona, ale podejrzewała, że nawet gdyby tak
było, Juliette nie okazałaby nawet cienia emocji. Szybko i sprawnie zajęła się
formalnościami i urwawszy się z pracy, przywiozła córkę na posterunek, na
którym kazano jej czekać, jakby to co najmniej nie była sprawa niecierpiąca
zwłoki. Przez to czas spędzony na oczekiwaniu niesamowicie się dłużył, tym
bardziej, że jej mama musiała jeszcze coś załatwić, więc zostawiła ją
kompletnie samą w tym okropnym miejscu, co tylko wzmagało jej zdenerwowanie.
Była zupełnie wykończona tym dniem i najchętniej wróciłaby do domu i
zafundowałaby sobie długą, odprężającą kąpiel, ale najwyraźniej szybko nie
mogła na to liczyć. Ściskając nerwowo materiał koszuli rzuciła okiem na
policjantów prowadzących skutego w kajdanki mężczyznę, który łypał
nieprzyjemnie okiem na każdego mijanego człowieka, a gdy spojrzał na nią, aż
skuliła się na swoim miejscu i prędko odwróciła głowę. Gdyby nie to, że musiała
czekać, najpewniej wzięłaby nogi za pas i uciekła jak najdalej stąd.
Ani się obejrzała, jak ktoś nagle opadł na
siedzenie obok niej. Wzdrygnęła się, widząc kątem oka wytatuowane ręce sąsiada,
skute w przegubach kajdankami. Zacisnęła mocno usta, gdy dostrzegła jego
zakrwawione knykcie, a potem strużkę krwi spływającą po skroni ciemnowłosego
chłopaka, którego profil już skądś kojarzyła. Niemniej jednak nie to
najbardziej skupiało jej myśli. Czuła, że robi jej się niedobrze od widoku tej
ciemnoczerwonej cieczy. Ta jej nieszczęsna przypadłość była swoistym, złośliwym
żartem losu w jej przypadku.
Już miała odwrócić wzrok, kiedy napotkała ostre
spojrzenie, brązowych oczu chłopaka, co momentalnie wbiło ją w fotel i
sprawiło, że wypuściła ze świstem powietrze z ust.
- Co się tak gapisz? - warknął, a Lulu zakłopotana,
spłonęła rumieńcem i odwróciła się czym prędzej, aby nie zakłócać spokoju
sąsiada. Bynajmniej nie zamierzała się gapić na Zayna Malika. Właściwie
najchętniej znalazłaby się z dala od niego, jego powoli zasychającej,
przyprawiającej ją o mdłości krwi oraz jego wywołującego nieprzyjemne deszcze, acz
hipnotyzującego spojrzenia. To był ten typ człowieka, którego najlepiej unikać,
a tym bardziej, jeśli został wyrzucony ze szkoły i jest prześladowcą twojego
przyjaciela. Nawet jeśli, mając taką okazję, chciała mu coś powiedzieć na ten
temat, nie zrobiła tego, tylko spuściła głowę i utkwiła swój wzrok w swoich
splecionych ze sobą dłoniach.
- Um...przepraszam - mruknęła speszona, a chwilę
później usłyszała ciche prychnięcie dochodzące z jego strony. Nie mogąc się
powstrzymać, znów na niego zerknęła, marszcząc przy tym czoło w całkowitym
niezrozumieniu.
- Masz jakiś problem, laleczko? - chłopak uniósł
brwi ku górze, lustrując ją oceniającym wzrokiem od góry do dołu, przez co
czuła się strasznie niekomfortowo i zaczęła się wiercić na swoim miejscu mimo
tego, iż w jego oczach musiała się zachowywać jak totalna kretynka, skrępowana
faktem, iż ktoś ją obserwuje. Na dodatek nazywanie ją laleczką nieszczególnie
jej się podobało, więc machinalnie skrzywiła się, co wywołało u niego widoczną irytację.
Rysy jego twarzy się wyostrzyły, gdy zacisnął mocno szczękę i pochylił się w
jej stronę, doprowadzając do tego, że serce Lulu o mało nie podeszło jej do
gardła ze strachu. Pomimo iż wokół kręciło się mnóstwo oficerów policji wcale
nie czuła się bezpiecznie w pobliżu tego typka, a mdłości wywołane widokiem
krwi wcale nie pomagały. Odchyliła się w bok, przełykając głośno ślinę,
nakazując w myślach się uspokoić, co nie należało do najprostszych czynności,
mimo iż miała świadomość, że nic złego się jej stać nie może. Jej ciało
najwyraźniej było innego zdania, biorąc pod uwagę jego zachowania. Fakt, że
wymykało się ono spod jej kontroli niesamowicie ją frustrował.
- Chcesz mnie zdenerwować? - zapytał, gdy jego
usta znalazły się nieopodal jej ucha, po czym odsunął się na kilka centymetrów,
obserwując jej reakcję. - Bo to właśnie zrobisz, jeśli będziesz sie tak
krzywić, a chyba tego nie chcesz? - dorzucił szorstko, acz wyraźne zadowolony z
faktu, że wzbudza w niej aż takie emocje. Na swój sposób zobaczenie czystego
przerażenia w tych sarnich oczach brunetki było dość zabawne. Wyglądała, jakby
co najmniej zobaczyła ducha, a nie zwyczajnego, skutego, wytatuowanego
nastolatka, siedzącego na posterunku policji.
- Malik! Zostaw tą dziewczynę w spokoju! - zwrócił
mu uwagę jeden z policjantów, który go tutaj przyprowadził. Chłopak wykręcił
oczami i odsunął się od Lulu, siadając prosto na swoim miejscu. Zauważył, że
dziewczyna odetchnęła głośno z ulgą, gdy tylko znalazł się w większej odległości
od niej. Przez moment tkwili w milczeniu, on mierzył wzrokiem załatwiającego
coś policjanta, który non stop zerkał na niego, pilnując, by nie zrobił czegoś
głupiego, a Lulu z kolei starała się usilnie nie zwracać uwagi na to, że
chłopak siedział obok niej, choć ostatecznie skutek był odwrotny od
zamierzonego.
- Krwawisz - skrzywiła się po raz kolejny, mówiąc
to, co nie uszło jego uwadze. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że ta krew,
która doprowadzała do tego, że jej żołądek się skręcał i robił fikołki,
jednocześnie za bardzo skupiała na sobie jej uwagę.
- Mhm, a więc to o to chodzi – wymamrotał, nawet
nieco zawiedziony, że okazało się jednak, iż to nie tylko jego osoba powodowała
jej zdenerwowanie. Niewątpliwie to, że wzbudzał w kimkolwiek strach w pewnym
stopniu połechtało jego ego. Nie na długo, bo szybko zdał sobie sprawę, że ta
dziewczyna najpewniej umyka nawet przed własnym cieniem, sugerując się jej
reakcjami i spojrzeniem przestraszonego zwierzątka. - Przeraża cię krew, laleczko? - przetarł dłonią
strużkę krwi ze swojej skroni i rzucił na nią okiem, gdy dziewczyna zaczęła
oddychać głęboko, a kolor zniknął z jej twarzy. Pewnie gdyby w tej chwili nie
siedziała, to miałaby problemy z utrzymaniem się na nogach. Lulu nie
odpowiedziała mu, ale nie potrzebował jej słownego potwierdzenia. Nie był
przecież ślepy. - Jak masz okres to też masz ochotę puścić pawia? - zapytał
rozbawiony, choć to wyrażał jedynie lekko uniesiony kącik ust. Lulu natomiast
słysząc to, wytrzeszczyła oczy pod wpływem jego bezczelnego pytania. Posłała mu
krzywe spojrzenie, które w jej wykonaniu raczej wyglądało jak jego marna
imitacja i gwałtownie zerwała się z miejsca, co skutkowało tym, że gdy się
zachwiała, musiała się przytrzymać ręką ściany, lecz z prawie pokerową twarzą,
udawała, że nic takiego się nie wydarzyło.
- Znajdź sobie kogoś innego, z kogo możesz się
ponabijać - odrzekła niezadowolona, choć głos jej nieco zadrżał z obawy, że to
może go wkurzyć i sprowokować do jakiś gwałtownych działań. Z tego co się
nasłuchała, to ten chłopak nie miał żadnych skrupułów. Kto wie, do czego byłby
zdolny.
- Oho, jaka wrażliwa – mruknął tylko, bardziej do
siebie, aniżeli do niej. Lulu postanowiła go zignorować dla bezpieczeństwa i przedzierając się między policjantami,
ruszyła w stronę siedzącego za biurkiem mężczyzny, który pisał coś z zapałem na
komputerze. Odezwała się do niego, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, lecz nie
przyniosło to żadnego rezultatu. W końcu chrząknęła najgłośniej jak tylko
potrafiła, a mężczyzna w końcu oderwał wzrok od monitora i zmierzył nim postać
dziewczyny.
- Co się dzieje dziewczynko? - spytał, tym samym
zawstydzając Lulu, na której policzkach wykwitł intensywny rumieniec. Naprawdę
nie znosiła swojego niskiego wzrostu i delikatnych rysów twarzy, bo przez to
często brano ją za młodszą niż była w rzeczywistości, a to wcale nie było jej
na rękę, mimo iż to jednocześnie sprawiało, że uchodziła za słodką i uroczą. Po
chwili za sobą dosłyszała czyjś szyderczy śmiech. Odwróciła lekko głowę i
dojrzała Zayna, który przyglądał się całej sytuacji najwyraźniej nie mogąc już
powstrzymać rozbawienia. Zmarszczyła czoło i znów spojrzała na spoglądającego
na nią wyczekująco, mężczyznę.
- Ja...czekam już trochę czasu, a chciałabym
zgłosić kradzież portfela - odezwała się do niego, a mężczyzna pokiwał ze
zrozumieniem głową.
- Jak się nazywasz?
- Lucinda Luana Perkins - odparła, pochylając się
lekko i zerkając na ekran komputera.
- Lulu - usłyszała niespełna paręnaście sekund
później głos swojej mamy, która położyła dłoń na jej ramieniu, stając tuż obok
niej, co sprawiło, że dziewczyna od razu poczuła się nieco lepiej. Kobieta
uśmiechnęła się do córki pokrzepiająco, zaś mężczyzna siedzący za biurkiem
zaczął wpatrywać się w nią maślanym wzrokiem. Lulu westchnęła ciężko, doskonale
to znając. Zawsze tak było. Jedyne co łączyło kompletnie do siebie niepodobne
Lulu i Juliette to fakt, iż obie uchodziły za młodsze. Juliette mimo swoich
czterdziestu czterech lat wyglądała raczej na trzydzieści, a jej ciało równie
dobrze mogłoby należeć do nastolatki. Dlatego ten widoczny podziw w oczach
mężczyzn był czymś zupełnie normalnym, a sama Lulu zdążyła się przyzwyczaić, że
nawet niektórzy chłopcy z jej szkoły dosłownie potrafili rozbierać wzrokiem jej
matkę, choć uważała to za naprawdę okropne. Automatycznie zerknęła w stronę
Zayna, który wcale się od innych nie różnił, bo również wodząc wzrokiem po
ciele jej matki, podziwiał walory Juliette, a Lulu, woląc sobie darować ten
widok, zajęła się tym, co miała do załatwienia, chcąc jak najszybciej znaleźć
się z powrotem w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę niezwykle wdzięczna, jeśli pozostawisz po sobie komentarz. To wiele dla mnie znaczy.